Blog

Stres i jak sobie z nim radzić

Mateusz Markiewicz
16. 01. 2021
Oceń wpis:
średnia ocen: 0/5
Już oceniłeś ten wpis
Dziękujemy za ocenę

Stres jest fajny. Załóżmy przez moment, że siedzimy przyczajeni w zaroślach i przygotowujemy się do ataku na popijającą wodę ze źródełka antylopę. Nasz organizm przygotowuje nas do walki i pogoni za celem. Podnosi się ciśnienie krwi, praca serca przyspiesza, mięśnie dostają zastrzyk zmagazynowanej uprzednio energii. Na poziomie fizjologicznym to, czego doświadczamy jest właśnie reakcją stresową, która ma nam umożliwić zdobycie pysznej kolacji. Stres jest fajny… z perspektywy polującego lwa (czy raczej lwicy) na sawannie. Pokuszę się jednak o śmiałe założenie, że polowanie większości z nas ogranicza się do kompulsywnego wrzucania do koszyka czego popadnie podczas przedzierania się przez gąszcz sklepowych alejek lub ewentualnie do zamówienia rzeczonej antylopy już przyprawionej w bułce z dowozem do naszej jamy. Mimo to na co dzień doświadczamy podobnych objawów, które w żadnej mierze nie są fajne, a wręcz istotnie utrudniają funkcjonowanie i bezpośrednio negatywnie wpływają na stan zdrowia. Dlaczego tak się dzieje? Czym jest stres i jakie są jego mechanizmy działania? Którzy spośród nas są bardziej narażeni na jego konsekwencje, a którzy mniej? Co możemy zrobić, aby skutecznie radzić sobie ze stresem?

 

Trzy sytuacje

Wyobraźmy sobie, że idziemy uliczkami znanego nam ale cieszącego się złą sławą osiedla. Spostrzegamy dwóch dżentelmenów odzianych w szykowny komplet z ortalionu. Nagle gdzieś zza pleców słyszymy cichy gwizd. Mijamy młodych panów i idziemy spokojnie dalej, jednak po chwili naszą uwagę zwracają trzy wyraźne cienie kroczące po naszych śladach.

 

Wyobraźmy sobie, że przez ostatni tydzień przygotowywaliśmy godzinną prezentację dla grona kilkuset osób. W noc przed wystąpieniem mamy trudności z zaśnięciem, co gorsza pojawia się kłujący ból w plecach. Następnego ranka zmęczeni docieramy w ostatniej chwili do sali wykładowej i odkrywamy, że cała nasza praca została w domu.

 

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w udanym związku z ukochaną osobą. Jest sobotni poranek, piękna słoneczna pogoda. Budzimy się wypoczęci, przygotowujemy pyszne śniadanie. Planujemy spontaniczny wypad na kajaki z przyjaciółmi i grillowanie. Wtem sielankę przerywa dzwonek telefonu. Właśnie się okazało, że dzisiejszy dzień spędzimy na obiedzie u teściów.

 

Trzy różne sytuacje, z których tylko jedna wymagała ostatecznie podjęcia walki lub ucieczki (i nie, nie mam na myśli rękoczynów z teściami). Ta sama reakcja fizjologiczna. W każdym z przytoczonych przykładów zostaliśmy wytrąceni z równowagi homeostatycznej – czyli doświadczyliśmy stresu. Dlaczego tak się dzieje? Skąd w ogóle w ludziach (i innych gatunkach) wzięła się reakcja stresowa? Odpowiedzi dostarcza nauka o ewolucji. Reakcja stresowa jest w swoim zamyśle pozytywna, ma nas informować o zagrożeniu i motywować organizm do maksymalizacji zasobów energetycznych. Szkopuł w tym, że wyewoluowała w odpowiedzi na realne, chwilowe, fizyczne zagrożenie zdrowia lub życia. Włączamy maksymalny poziom energii i zagrożenie się kończy (lub ewentualnie my się kończymy). Tymczasem w dzisiejszym świecie rzadko mierzymy się z takimi sytuacjami, mózg jednak nie lubi pustki i skoro otoczenie nie dostarcza mu stymulacji, to sam zacznie produkować nam lęki, obawy i poczucie zagrożenia. Oczywiście nie nawołuję teraz do masowego zapisywania się na kurs skoków spadochronowych ani stadnego pójścia na wojnę, mam raczej na myśli, że obecne warunki życia większości z nas oraz możliwości intelektualne naszych mózgów sprawiają, że już same zmienne psychologiczne wpływają na wywołanie fizjologicznej reakcji stresowej. Reakcji, która może pomóc w danej chwili ale jeżeli występuje zbyt często i zbyt długo będzie niszczyć nasz własny organizm. Dlaczego i w jaki sposób stres fizycznie zabija nas od wewnątrz? Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba będzie zajrzeć w bebechy.

 

Hormonalne partidazo

Pierwsze, co robi nasz mózg po spostrzeżeniu zagrożenia, to wypuszcza z podwzgórza gońca CRH, czyli hormon uwalniający kortykotropinę – jest to sygnał alarmowy, że trzeba w tej chwili zmobilizować do działania cały organizm. CRH po ok. 15 sekundach pobudza przysadkę mózgową do wydzielania ACTH (ardenokortykotropiny) do krwi, dzięki czemu substancje te dosłownie zalewają nasze narządy. ACTH w kilka minut pobudza nadnercza do wydzielania glikokortykoidów, m.in. kortyzolu (popularnego hormonu stresu). Kortyzol zwiększa zdolność reagowania w trudnych sytuacjach ale jednocześnie uszkadza komórki hipokampu i ciała migdałowatego. (Ciekawostką jest fakt, że glikokortykoidy zmniejszają ilość połączeń w hipokampie – kluczowe dla pamięci i zwiększają nadmiernie liczbę połączeń w ciele migdałowatym – odpowiedzialnym za emocje, w tym lęk i strach. Odpowiednio silny stresor jest w stanie tak wpłynąć na te dwie struktury, że wydarzenie traumatyzujące nie zostanie zapamiętane, jednak ofiara będzie odczuwać w przyszłości silny lęk w kontakcie z bodźcami towarzyszącymi tej sytuacji!)

 

Ale zaraz, zaraz… czy ja właśnie napisałem o kilku minutach potrzebnych do rozkręcenia imprezy? Przecież moduł walka-ucieczka możemy włączyć praktycznie od razu w chwili zagrożenia. Owszem i nie ma tu żadnej nieścisłości. Wspomniane glikokortykoidy mają to do siebie, że działają w organizmie długo (jednorazowo nawet kilka godzin). W tym samym czasie, a nawet jeszcze wcześniej, działa jeszcze jeden mechanizm, tzw. współczulny układ nerwowy. Dzięki impulsom elektrycznym produkowanym przez mózg zakończenia nerwowe w całym ciele zaczynają momentalnie wytwarzać adrenalinę i noradrenalinę, i to one dają nam energię do działania w mgnieniu oka.

 

Czy to już wszystko? Tak naprawdę to tylko wierzchołek hormonalnej góry lodowej. Jakby tego było mało trzustka zaczyna wytwarzać glukagon i hamuje wydzielanie insuliny wspierającej magazynowanie energii. W ten sposób, zwiększając stężenie cukru we krwi, organizm mobilizuje swoje zasoby energetyczne. Przysadka wypuszcza porcję prolaktyny, aby nam do głowy nie przyszło w tym momencie rozmnażanie, a także endorfiny i enkefaliny mające złagodzić ewentualne doznania bólowe. Hamowane są także estrogeny, progesteron, testosteron, a nawet hormon wzrostu. Wszystkie nasze zapasy są kierowane tam, gdzie po milionach lat ewolucji mózg sądzi, że będą najbardziej przydatne, tj. do mięśni… tymczasem stresorem okazuje się być teściowa. To trochę tak, jakby państwo skierowało wszystkie swoje siły zbrojne na jedną granicę i to nie na tę właściwą. Bez sensu, chociaż patrząc na dzisiejszych polityków to kto wie, kto wie.

 

Warto jeszcze wspomnieć, że na działanie stresu bardzo wrażliwa jest nasza kora przedczołowa, w której na skutek nadmiaru noradrenaliny i dopaminy dochodzi do upośledzenia pracy synaps i w efekcie neurony w tym obszarze wyłączają się. Dlaczego to istotne? Kora przedczołowa jest jedną z najmłodszych struktur mózgu, dojrzewa najpóźniej i odpowiada za koncentrację, planowanie, podejmowanie decyzji, krytyczne myślenie, zdolność osądu i pamięć roboczą. Kontroluje aktywność ośrodków odpowiedzialnych za emocje i podstawowe popędy. Jest naszym hamulcem pozwalającym sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. Teraz wyobraźmy sobie, że jej działanie staje się zaburzone. Tracimy kontrolę, ulegamy impulsom, władzę przejmują paraliżujący lęk, złe nawyki i uzależnienia… no tak średnio bym powiedział.

 

Teraz podsumujmy: dużo glikokortykoidów, dużo adrenaliny i noradrenaliny, wzrost ciśnienia krwi, przyspieszenie akcji serca, spadek apetytu, libido, zahamowanie wzrostu i regeneracji komórek, wzrost stężenia cukru we krwi, utrata neuronów w hipokampie i korze przedczołowej. Pomnóżmy to przez wszystkie korki, w których staliśmy, wkurzających sąsiadów, których mieliśmy przyjemność poznać oraz niepewności co do tego, czy faktycznie zamknęliśmy drzwi od mieszkania. Tak, przy okazji każdego stresu reakcja fizjologiczna pozostaje co do zasady taka sama. Różna jest oczywiście jej intensywność, szybkość działania neuroprzekaźników i reakcja poszczególnych narządów ale mechanizm jest jeden. Tymczasem wydaje się, że nie każdy z nas reaguje tak samo. Nie każdy boi się spacerującego po pokoju pająka, nie wszyscy podnosimy raban czekając w kolejce do kasy w Lidlu, wreszcie niektórzy zdają się wyjątkowo dobrze radzić sobie w stresujących sytuacjach. Jak to się dzieje? Kluczem do zrozumienia tego są oczywiście czynniki psychologiczne. A zatem… przyjrzyjmy się kto jest najbardziej, a kto najmniej narażony na negatywny wpływ stresu.

 

Łatwopalni

Mówiąc o osobach szczególnie narażonych na niekorzystny wpływ stresu wypada zacząć od opisanego na początku lat 60. XX wieku przez kardiologów Meyera Friedmana i Raya Rosenmana wzoru zachowania A. Friedman i Rosenman określili tych ludzi jako nadmiernie ambitnych, z niepohamowaną skłonnością do rywalizacji, niecierpliwych, żyjących pod presją czasu i, co bardzo istotne, wrogo nastawionych do otoczenia. Spośród wszystkich tych cech, to właśnie wrogość okazała się kluczowa. Pacjenci ci, tak jak inni ludzie radzili sobie z zadaniami poznawczymi w sytuacji pozbawionej interakcji, jednak w przypadku sytuacji społecznej reagowali na najdrobniejszą nawet prowokację, na którą większość z nas prawdopodobnie nie zwróciłaby najmniejszej uwagi. U tej grupy stwierdzono zwiększone ryzyko schorzeń układu sercowo-naczyniowego (i to niezależnie od innych czynników! typu poziom cholesterolu, palenie papierosów, ciśnienie krwi itd.). Co ciekawe tego odkrycia nie byłoby, gdyby nie pewien… tapicer, który zwrócił uwagę badaczy na charakterystyczne zniszczenia foteli, na których siadali ich pacjenci. Więcej na ten temat można poczytać w pracy R.M. Sapolsky’ego Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu, którą gorąco polecam!

 

Nie będzie też pewnie zaskoczeniem, że bardziej podatne na stres są osoby cierpiące na depresję oraz zaburzenia lękowe. Można się zastanawiać, co było w tym wypadku pierwsze – stres czy zaburzenie. Otóż… i jedno i drugie. Mechanizmy reakcji stresowej i zaburzeń psychicznych napędzają się na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Im więcej glikokortykoidów, adrenaliny i noradrenaliny, tym bardziej uszkadzamy obszary w mózgu zawiadujące emocjami. Im bardziej je uszkadzamy, tym bardziej tracimy kontrolę nad naszym nastrojem czy lękiem, co prowadzi do wspomnianych zaburzeń, które… podwyższają nam poziom glikokortykoidów, adre… no wiadomo czego 😊 Jest jedna istotna różnica pod tym względem między depresją i zaburzeniami lękowymi. Osoba lękowa, np. z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi cały czas próbuje uruchomić środki zaradcze – zachowania kompulsyjne w odpowiedzi na bodźce postrzegane jako zagrażające. Mamy tu do czynienia z nadmierną reakcją układu współczulnego (adrenalina i noradrenalina). Natomiast w depresji pojawia się wyuczona bezradność, chora osoba nie podejmuje żadnych działań zaradczych, zamiast tego wycofuje się (nadmiar glikokortykoidów).

 

Inne spotykane w literaturze czynniki ryzyka to: ubóstwo, choroby psychiczne rodziców, rozwód, działania wojenne, znęcanie się nad dzieckiem, sprawowanie opieki nad dziećmi przez instytucje i wcześniactwo (uwaga! dopiero stwierdzenie przynajmniej dwóch z tych czynników ma istotny wpływ na funkcjonowanie). Bezrobocie oraz niska inteligencja także nie są dobrymi predyktorami radzenia sobie ze stresem.

 

Znamy jednak osoby, które, jak się wydaje, w każdej sytuacji zachowują zimną krew, są zorganizowane, sumienne i pracowite. W kwestionariuszowych testach psychologicznych nie zobaczymy obniżonego nastroju ani nadmiernego lęku. Są to ludzie zdyscyplinowani, zawsze trzymający się wyznawanych przez siebie zasad. Chyba każdy z nas chciałby być czasem taki perfekcyjny. Czy to jednak rzeczywiście prawdziwy obraz? A może pod spodem kryje się coś jeszcze? Okazuje się, że taka osoba może również ujawnić duży poziom lęku, którego nie jest świadoma np. w testach projekcyjnych. Z kolei w badaniach EEG dostrzeżemy nadzwyczaj dużą aktywność w płatach czołowych, które jak pamiętamy kontrolują to, co myślimy czy robimy. W samoopisie naszą uwagę może zwrócić częstotliwość z jaką padają stwierdzenia typu: „zawsze” i „nigdy”. Mowa tu o przedstawicielach tzw. represyjnego stylu radzenia sobie. Wypierają oni niechciane emocje, uczucia, myśli, co także kosztuje mnóstwo energii. Mimo, że nie widać tego na zewnątrz skłonność do tłumienia np. gniewu jest na poziomie fizjologicznym dla organizmu również reakcją stresową.

 

Elastyczni

Rocky w Rocky powiedział, że „nieważne jak mocno uderzasz, ważne ile uderzeń możesz znieść i iść dalej”. Tak, ale jak to rozumieć? W języku polskim mamy takie pojęcie, jak odporność psychiczna. Mówimy też o ścianach odpornych na zabrudzenia – brud łatwo ścieramy, ściana pozostaje jaka była, kupujemy smartfony odporne na upadki – ot upadł i się nic nie stało, szybka pozostaje cała. Często podobnie rozumiemy odporność psychiczną, jako pozostawanie niewzruszonym, nie okazywanie emocji, tak jak byśmy w ogóle nie reagowali na przykre wydarzenia. Uważam, że dużo trafniejszym określeniem jest angielski termin resilience. W dosłownym tłumaczeniu oznacza on sprężystość, elastyczność.

 

W psychologii istnieje cała koncepcja Resilience (link w materiałach do poczytania). Oznacza ona dobre przystosowanie się jednostek, posiadanie odpowiednich dla wieku umiejętności oraz realizację zadań rozwojowych mimo doświadczanych przykrości i traumatycznych przeżyć. Dla rozwoju tej koncepcji kluczowe były badania przeprowadzone przez psycholog Emmę Werner nad rozwojem grupy 698 dzieci urodzonych w latach 50. na hawajskiej wyspie Kauai, z których 1/3 dorastała w trudnych warunkach (ubóstwo, alkoholizm, choroby psychiczne rodziców). Badania te pokazały, że nawet w takich sytuacjach w dalszym ciągu możliwa jest pozytywna adaptacja.

Jak więc możemy się przekonać nie chodzi o same stresory, ale o sposób w jaki je postrzegamy, reagujemy na nie i radzimy sobie z nimi. Jeżeli więc widzimy kogoś, kto jest spokojny, lekko uśmiechnięty i wyluzowany, a przy tym nie kryje swoich emocji i otwarcie mówi, co czuje, to raczej nie dlatego, że ta osoba nie doświadczyła działania stresorów a jej życie było usłane różami. Prawdopodobne jest, że nauczyła się w ten sposób funkcjonować, ponieważ resilience to nie cecha!, a proces, sposób działania, który można opanować.

 

W jaki sposób można scharakteryzować te osoby? Sapolsky wskazuje na pięć umiejętności, które przejawiają się w ich zachowaniu. Po pierwsze potrafią odróżnić sytuację zagrażającą od neutralnej. W sytuacji neutralnej zachowują spokój, nie unikają kontaktu ani nie reagują wyprzedzająco agresją. Po drugie, przejmują kontrolę w sytuacji zagrożenia. Innymi słowy, kiedy widzą, że coś złego może się wydarzyć, zakasują rękawy i działają zamiast biernie czekać na rozwój zdarzeń. Kolejną umiejętność stanowi dokonanie prawidłowej oceny, czy podjęte działanie zakończyło się sukcesem, czy porażką. Osoby nadmiernie zestresowane często mają z tym problem i nawet, gdy im coś wychodzi, nie potrafią tego docenić, walczą dalej niepewne swojej sytuacji. Porażki zdarzają się jednak każdemu (po pierwszym mistrzostwie świata w 2013 r. sam Kamil Stoch przytoczył słowa swojego ojca: „musisz sto razy przegrać, by raz wygrać”… po czym oddał kolejnych kilkaset nieudanych skoków przeplatanych tymi dobrymi stając się legendą skoków narciarskich), towarzyszy im frustracja i napięcie. Kolejną kluczową umiejętnością jest więc zdolność do odpowiedniego odreagowania tego napięcia, bez wyrządzania szkody innym ale też bez tłumienia negatywnych emocji w sobie. Wreszcie, jak pisze Robert Sapolsky, „elastyczni” mają zdolność nawiązywania przyjacielskich relacji… także z przedstawicielami płci przeciwnej!

 

Jak radzić sobie ze stresem?

Niezależnie, czy w tym momencie możemy się określić jako „łatwopalni” czy „elastyczni”, doświadczamy i będziemy doświadczać sytuacji stresujących i raczyć się hormonalnym koktajlem serwowanym przez mózg i przysadkę. W jaki sposób możemy to opanować? Jak to w psychologii bywa każdy przypadek jest inny i to co sprawdzi się u jednej osoby, niekoniecznie zadziała w odmiennych warunkach. Niemniej jest kilka zmiennych, które są wspólne dla wszystkich ludzi i na które możemy mieć wpływ.

 

Bardzo ważna jest, wspomniana wcześniej, możliwość rozładowania napięcia i frustracji. Nie tylko odwraca naszą uwagę od źródła stresu, ale może też sprawiać dodatkową przyjemność. W badaniach naczelnych zaobserwowano, że zwykłe przeniesienie agresji na innego osobnika będącego niżej w hierarchii wpływa na obniżenie poziomu glikokortykoidów i wyciszenie reakcji stresowej. Jako ludzie mamy jednak bardziej rozwinięte płaty czołowe i warto to wykorzystać, aby samemu nie stać się stresorem dla kogoś innego. Bardzo skuteczne w tym wypadku są ćwiczenia fizyczne, najlepiej aerobowe, męczące ale pozwalające na złapanie oddechu. Aby przyniosły pożądany efekt powinny być wykonywane przynajmniej 20-30 min kilka razy w tygodniu. Co jednak bardzo istotne konieczna jest motywacja do konkretnej aktywności. Jeżeli ktoś próbował biegać i tego nie polubił to dalsze działanie w tym kierunku tylko spotęguje przeżywany stres.

 

Warto ponadto pamiętać, że stresor traci na sile, gdy wiemy kiedy wystąpi lub kiedy się skończy. Przewidywalność istotnie wpływa na to, jak postrzegamy sytuację. Można to zaobserwować, np. u osób zgłaszających się do psychologa. Zazwyczaj już po pierwszym spotkaniu widać pewną poprawę nastroju (pierwsze spotkanie jest diagnostyczne, nie ma charakteru terapii!), która wynika z uzyskania wiedzy na temat swoich dolegliwości oraz proponowanego planu pracy. Łatwiej nam znieść przeciwności losu, jeśli choć orientacyjnie wiemy ile mogą potrwać.

 

Z przewidywalnością wiąże się też kolejny pomocny czynnik, czyli poczucie kontroli nad sytuacją. Słowo – klucz w tym wypadku to „poczucie”. Nawet jeżeli nie wszystko zależy od nas, dopóki sądzimy, że jesteśmy u steru – czujemy się dobrze. Przykładem może być wybór środka transportu. Statystycznie rzecz biorąc bardziej prawdopodobne jest bycie ofiarą wypadku samochodowego niż katastrofy lotniczej. W większości bardziej boimy się jednak latania niż jazdy autem, ponieważ wydaje nam się, że prowadząc samochód więcej zależy od nas. W badaniach nad wpływem poczucia kontroli na jakość funkcjonowania przeprowadzonych w ośrodkach opieki nad seniorami udowodniono też, że najwyższy poziom stresu występuje u osób, które są traktowane jak niemający na nic wpływu pensjonariusze (włącznie z wyręczaniem ich w najprostszych codziennych sprawach). Kiedy jednak zmieniono podejście i osoby starsze uzyskały wpływ na plan zajęć, posiłki etc. ich poziom satysfakcji natychmiast wzrósł. Jak można budować poczucie kontroli? Na przykład poprzez podejmowanie działań lekko stresujących ale możliwych do wykonania. W ten sposób budujemy poczucie sprawczości i radzenia sobie w cięższych chwilach. Ale uwaga! Wewnętrzne umiejscowienie poczucia kontroli nie działa w każdych warunkach. Jeżeli mamy bardzo mocne przekonanie, że wszystko zależy od nas samych, nasz organizm może nie wytrzymać w obliczu mierzenia się z wyjątkowo silnym stresorem, który obiektywnie rzecz biorąc był poza naszą kontrolą. Niestety w takim wypadku poczucie kontroli będzie bronią obosieczną. Znana jest historia amerykańskiego bohatera ludowego Johna Henry’ego, który chcąc udowodnić, że jest w stanie stalowym wiertłem przebić skałę szybciej niż wiertłem parowym, wygrał ten wyścig jednak przypłacił to zawałem serca.

 

Co jeszcze może pomóc? Z pewnością wsparcie społeczne, pod warunkiem, że otrzymamy je od znajomej grupy osób. Nieocenione jest w tym względzie wsparcie najbliższych w najmłodszych latach. Badania nad gryzoniami wskazały, że głaskany (względnie lizany i czyszczony przez matkę) w pierwszych tygodniach życia szczur będzie w wieku dorosłym uwalniał mniej kortykoidów, co przekłada się na lepsze radzenie sobie ze stresem. Także dawanie wsparcia potrzebującym istotnie obniża napięcie (działalność w organizacjach prospołecznych jest jednym z tzw. czynników chroniących w koncepcji resilience).

 

Przechodząc na grunt bardziej medyczny, działanie kortyzolu może być osłabione przez DHEA (dehydroepiandrosteron). Z kolei neuropeptyd Y osłabia działanie CRH (wyższe poziomy tego związku występują u żołnierzy, którzy dobrze znosili przesłuchania i koreluje z mniejszym prawdopodobieństwem wystąpienia PTSD – zespołu stresu pourazowego u weteranów wojennych). W badaniach wskazuje się też na pozytywny wpływ białka ΔFosB w zwiększeniu odporności na stres (niestety wpływa ono też na podatność na uzależnienia i skłonność do zachowań ryzykownych). W leczeniu PTSD stosuje się też prazosynę – blokuje działanie noradrenaliny. Guanfacyna natomiast redukuje stres i wspiera neurony w korze przedczołowej.

 

Na koniec warto wspomnieć o relacjach zespołu stresu pourazowego z pamięcią. Pamięć wbrew obiegowemu przekonaniu nie jest magazynem, ale procesem konsolidacji między neuronami. Bodziec pobudza komórkę nerwową, która oddziałuje na sąsiednie. Z czasem grupa neuronów zaczyna wyładowywać się niemal w tym samym czasie, co prowadzi do powstania wspomnienia. Okazuje się, że proces ten można odwrócić!, np. poprzez tłumienie (osłabienie związku między śladem pamięciowym a emocjami w postaci hamowania wpływu noradrenaliny na ciało migdałowate – w ten sposób działa propranolol), kasowanie (wspomnienia powstają na bazie wzmocnień synaptycznych, w których pośredniczy białko PKMzeta – peptyd hamujący ZIP może je zablokować) oraz podmianę (jeżeli odtwarzamy wspomnienie w bezpiecznych warunkach, np. podczas sesji wygaszania stosowanych w terapii behawioralnej, jest ono podatne na zmianę w fazie rekonsolidacji – w ten sposób można pozbyć się fobii).

 

Podsumowując

Osoby cierpiące na chorobę Addisona, a także Shy-Dragera nie doświadczają reakcji stresowej. W obliczu zagrożenia nie dochodzi u nich do takiej reakcji fizjologicznej, jak u większości ludzi. Zamiast tego ciśnienie krwi gwałtownie spada i mogą wpaść we wstrząs. Osobiście cieszę się, że stres mnie przed tym chroni. Jestem mu też wdzięczny za ostrzeganie mnie przed niebezpieczeństwem i mobilizowanie pełni sił. Mimo to nie przepadam za nim. Zdaję sobie sprawę, że nie zapanuję nad wszystkim co dzieje się dookoła, jestem i będę narażony na czynniki stresujące w takim samym stopniu jak inni. Mam jednak wpływ na to, jak będę te sytuacje odbierał, jakie znaczenie im nadam, co zrobię aby odreagować stres. To jest to, co robi prawdziwą różnicę. Na koniec chciałbym zakończyć słowami zapożyczonymi z przywoływanej tu książki Roberta Sapolsky’ego:

 

W obliczu silnych wiatrów pozwól, bym był źdźbłem trawy,

W obliczu mocnych murów pozwól mi być huraganem.

 

M.

 

Do poczytania:

Sapolsky, R.M. Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu (2010) Warszawa: Wydawnictwo PWN

Adler, J. Cud niepamięci w: Świat Nauki nr 6/2012 s. 52-57

Arnsten, A., Mazure, C.M., Sinha, R. Mentalny paraliż w: Świat Nauki nr 5/2012 s. 42-47

Stix, G. Neurobiologia odporności psychicznej w: Świat Nauki nr 4/2011 s. 27-31

Koncepcja resilience. Kluczowe pojęcia i wybrane zagadnienia

Oceń wpis:
średnia ocen: 0/5
Już oceniłeś ten wpis
Dziękujemy za ocenę

Newsletter: Bądź na bieżąco i zapisz się do naszego newslettera!

Wysyłając adres e-mail, akceptujesz  serwisu.